poniedziałek, 2 maja 2011

III - Poznaje mistrza

III Poznaje mistrza
-----------------------------
Otworzyłam oczy, rozejrzałam się, byłam w pokoju o białych ścianach i leżałam na dużym , białym łóżku, ręce  nogi miałam związane w kostkach...
"Jezu!-pomyślałam-czyżby rodzice dotrzymali obietnicy  mnie do psychiatryka wsadzili...?"Jęknełam w duchu. Nagle poczułam że materac się ugiął, spojrzałam w bok i zobaczyłam  blondyna o niebieskich oczach, natychmiast wszystko do mnie wróciło.Zmarszczyłam nos i brwi.
-Czemu mnie związaliście-warknęłam, zaczęłam się szamotać, próbowałam więzy.
-Byś nam nie uciekła, kochanie-uśmiechnął się do mnie i pogłaskał po głowie.
-Nie mów do mnie "kochanie" nie jestem twoją córką...zresztą za chwile się obudzę i znów będę w tym ukrytym więzieniu...-syknęłam, a z oczu zaczęły mi płynąć łzy, mężczyzna na mnie spojrzał
-O czym mówisz ty malutka?-pochylił się tak nisko, że prawie leżał na mnie.
-Więzieniu....więzieniu...znów sama jak palec, bez nadziei... pozbawiona chęci do czego kolwiek, tylko z mą pasją-zaczęłam gorączkowo szeptać. Mężczyzna się mi przyglądał, wyglądał na zasmuconego,z wysokiego buta wyją nóż i przeciął więzy, spojrzałam na niego zdziwiona.
-Czemu to zrobiłeś?-spytałam, byłam cała umazana od łez.\-o zrozumiałem że nie uciekniesz-odparł cicho, ja kiwnęłam głową, przytulił mnie, był taki zimny.
-Jeśli to jest sen, to niech nigdy się nie kończy-cicho westchnęłam i zasnęłam.
Ktoś mną potrząsał, otworzyłam oczy i zobaczyłam chłopaków, już nie byli tacy cyniczni i bezczelni jak na początku, widać było po nich że coś wiedzą, że jest im mnie żal.
-Już jesteśmy na miejscu Anastazjo-odezwał się.
-A gdzie dokładnie?-spytałam się odtrącając jego rękę i wstałam. Uszłam chwiejnie kilka kroków, potem lekko się zatoczyłam i bym upadła gdyby mnie drugi z chłopców nie złapał
-Jesteśmy w Nowym Yorku-odparł. Znów spróbowałam pokonać kilka kroków, trzymałam tego chłopaka, który mnie złapał za rękę.
Właśnie teraz wszedł Lestat i spojrzał na nas z zadumom
-Nie dziwię się, że po tak długiej drzemce masz problemy z chodzeniem- uśmiechną się do mnie, podszedł i wziął mnie pod rękę, bym nie upadła. Przy wyjściu z samolotu zwymiotowałam do kosza na śmieci, wszystko mnie bolało, czułam się źle.
Lestat widząc to, wziął mnie na ręce, zaczerwieniłam się i poszliśmy(ja niesiona) w kierunku wyjścia z prywatnego lotniska. Na zewnątrz czekało na nas czarne BMV z przyciemnionymi szybami, kiepsko mi się ono kojarzyło, ale nie miałam zdania, zostałam włożona do środka.
Chłopcy usiedli obok mnie, każdy po każdej mojej stronie, siedzieliśmy z tył, a sam blondyn usiadł za kierownicą. Ruszyliśmy z kopyta, mknęliśmy ulicami miasta co najmniej 180 na godzinę, patrzyłam za okno, na migające obrazy, głównie światła.
Wreszcie się zatrzymaliśmy, udało mi się samej wyjść z samochodu, czułam się teraz nieco silniejsza. Staliśmy przed dużym dworem, który znajdował się na wzgórzu, w dole widać było miasto, pod postaciom miliona światełek, była ciemna noc, więc świetnie widzięliśy luminacje Nowego Yorku.
-Pięknie tu, prawda?-westchną jeden z chłopców, a Lestat zapukał. Otworzył nam brązowo włosy chłopak i zmarszczył brwi widząc blondyna
-Co ty tu robisz?-spytał niegrzecznie, lekko piskliwym głosem.
-Armand!-zawołał Lestat i wziął go w ramiona, przytulił. Chłopak próbował się wyrwać, ale nic to nie dało, w końcu blondyn go puścił. Weszliśmy do środka, było bardzo przytulnie, miękkie czerwone dywany i czerwone tapety ze złotymi wzorkami. Od razu rzucił mi się w oczy duży, kamienny kominek.
Usiadłam na skórze pod nim i patrzyłam w ogień. Siedziałam tam, tak nieruchomo, aż nie poczułam, jak ktoś dotyka moich ramion, spojrzałam w górę i zobaczyłam błękitne oczy, lecz nie należały one do Lestata, który siedział w fotelu opodal, lecz do mężczyzny o długich, białych włosach, on uśmiechną się do mnie.
Ja na powrót spojrzałam w płomienie. Poczułam jak białowłosy odchodzi i usłyszałam jego głos mówiący do Lestata
-Co cię do mnie sprowadza Lestacie i czemu sprowadziłeś do mnie tą młodą śmiertelniczkę?
-Ja jej nie sprowadziłem, to moi chłopcy ją porwali i chcieli nasycić się jej krwią, ale ja widzę w niej lepszy materiał na krwiopijce, niż na deser. A że ty jesteś najstarszy, a dziewczyna jest w twoim typie, więc pomyślałem że oddam ci tego pisklaka w prezencie- odparł blondyn jednym tchem. Odwróciłam się, akurat aby zobaczyć jak jaśniejszy podchodzi do mnie.
-Jestem Marius, a ty jak się nazywasz?
-Anastazja-odparłam krótko, on spojrzał mi w oczy, wręcz wwiercał się tym spojrzeniem we mnie, po chwili się wzdrygną i odwrócił do Lestata.
-Masz rację , ona się nadaje, ale... ja wolę jej dać wybór, dajmy jej posmakować zycia, o jakim marzy-powiedział do niego, a ja się zastanawiałam o co chodzi, następnie spojrzał na mnie
-Anastazjo, wierzysz w wampiry?-spytał się mnie
-Chciałabym, ale nie-odparłam, cały czas patrząc mu uważnie w oczy.
-Więc od dziś uwierzysz-powiedział, błyskawicznym ruchem mnie objął, trzymał mnie dokładnie, bym nie uciekła, ale i delikatnie. Szybko i delikatnie odsłonił mą szyje, i przechylił ją lekko, odgarną z niej moje włosy i ugryzł, zabolało, bardzo zabolało, ale po chwili poczułam przyjemność i byłam gdzie indziej...
Starożytny Rzym, jakieś pole, mnóstwo ludzi. Z kąd wiem że to Rzym? po strojach, mnóstwo mężczyzn w krótkich tunikach w pancerzach, hełmach i mieczach. Stoję pośrodku pola namiotowego, wszędzie mnóstwo ludzi. Nagle słyszę jakąś komendę, wydaną po łacinie. Mężczyźni zgromadzeni w tym miejscu wstali i ruszyli na mnie z mieczami, zaczęłam uciekać. Po chwili wizja się rozmyła i zmieniła w normalny sen, koszmar, rzymianie zmienili się w osoby które znam, nagle do mnie podbiegli...usłyszałam"śpij" i zapadła dla mnie, po raz kolejny ciemność...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz